fot. Salezjański Ośrodek Misyjny w Warszawie

1 lipca 2011

Kiedy zrodziło się w Twoim sercu powołanie do misji?

Trudno tak dokładnie określić kiedy. Zawsze chciałam być architektem wnętrz. Moje marzenie zaczęło się spełniać wraz z rozpoczęciem studiów. Miałam w planach własne biuro projektowe, dziesiątki kolorowych kredek na biurku, kalki, brystole - prawdziwy artystyczny bałagan, prawo jazdy i własny samochód, żeby łatwiej było dotrzeć do klientów. W pewnym momencie przestało mnie to jednak cieszyć. Ogarniał mnie jakiś wewnętrzny niepokój i przekonanie, że trochę się zapędziłam w swoich marzeniach. Moje myśli biegły gdzieś dalej, poza horyzont deski kreślarskiej… Na czwartym roku, w trakcie przygotowywania dyplomu wiedziałam już, że nie będę architektem, nie tym od ścian, kominków, mebli i dywanów… Zaczęłam więc wymyślać  kolejne scenariusze i szukałam swojego miejsca. Gdzieś w głębi serca towarzyszyła mi jedna myśl… misje. Przez wiele lat wracały do mnie jak bumerang ale ja licytowałam się z Panem Bogiem tłumacząc  Mu, że mam zupełnie inny pomysł na życie. On stawiał na mojej drodze ludzi a mnie stawiał w konkretnych sytuacjach, które w mniejszym lub większym stopniu budziły we mnie przekonanie, że moim powołaniem jest służyć innym w ten właśnie konkretny sposób. I wreszcie skapitulowałam. Dokładnie pamiętam ten dzień, prawie rok temu, kiedy z pełna świadomością powiedziałam Mu, że zdaję się na Niego, że Jego wola jest moją wolą. Jeśli chce, może posłać mnie na drugi koniec świata, że nawet pająki jakoś zniosę. I wszystko stało się nagle jaśniejsze i nabrało sensu.
Nasz Józefów Nr 6 (9) Czerwiec 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz