fot. Salezjański Ośrodek Misyjny w Warszawie

29 lipca 2011

Dziewczynka z Ollantaytambo

Od jakiegoś czasu przyglądam się bacznie pocztówce, którą przywiozłam kilka lat temu z Peru. Zachwyca mnie twarz dziewczynki. Urzeka uśmiech. Prowokują kolory. Wstaję rano i z kubkiem kawy w ręku witam się z nieznajomą. Nie potrafię się oprzeć temu spojrzeniu. Już nie. Kawałek szarego papieru ląduje na stole. Wyciągam zakurzone kredki, przepędzam pająka. Zaczynam podróż w głąb własnych  wspomnień. Do Ollantaytambo. Może spotkam na progu jednego z domów dziewczynkę z pocztówki...


1 lipca 2011

Kiedy zrodziło się w Twoim sercu powołanie do misji?

Trudno tak dokładnie określić kiedy. Zawsze chciałam być architektem wnętrz. Moje marzenie zaczęło się spełniać wraz z rozpoczęciem studiów. Miałam w planach własne biuro projektowe, dziesiątki kolorowych kredek na biurku, kalki, brystole - prawdziwy artystyczny bałagan, prawo jazdy i własny samochód, żeby łatwiej było dotrzeć do klientów. W pewnym momencie przestało mnie to jednak cieszyć. Ogarniał mnie jakiś wewnętrzny niepokój i przekonanie, że trochę się zapędziłam w swoich marzeniach. Moje myśli biegły gdzieś dalej, poza horyzont deski kreślarskiej… Na czwartym roku, w trakcie przygotowywania dyplomu wiedziałam już, że nie będę architektem, nie tym od ścian, kominków, mebli i dywanów… Zaczęłam więc wymyślać  kolejne scenariusze i szukałam swojego miejsca. Gdzieś w głębi serca towarzyszyła mi jedna myśl… misje. Przez wiele lat wracały do mnie jak bumerang ale ja licytowałam się z Panem Bogiem tłumacząc  Mu, że mam zupełnie inny pomysł na życie. On stawiał na mojej drodze ludzi a mnie stawiał w konkretnych sytuacjach, które w mniejszym lub większym stopniu budziły we mnie przekonanie, że moim powołaniem jest służyć innym w ten właśnie konkretny sposób. I wreszcie skapitulowałam. Dokładnie pamiętam ten dzień, prawie rok temu, kiedy z pełna świadomością powiedziałam Mu, że zdaję się na Niego, że Jego wola jest moją wolą. Jeśli chce, może posłać mnie na drugi koniec świata, że nawet pająki jakoś zniosę. I wszystko stało się nagle jaśniejsze i nabrało sensu.
Nasz Józefów Nr 6 (9) Czerwiec 2011

Dlaczego zdecydowałaś się wyjechać właśnie do Peru?

Ja bym raczej zapytała: dlaczego Pan Bóg posyła Cie właśnie do Peru? Tak na prawdę to nie wiem… Wierzę, że akurat tam mnie najbardziej potrzebuje. Odpowiadając na Jego wezwanie zaufałam tak jak potrafię i pozwalam się prowadzić. Kiedy patrzę wstecz na swoje życie to widzę, z jaka konsekwencją a jednocześnie delikatnością  przygotowywał mnie do tego konkretnego zadania. Nigdy jednak nie ponaglał, nie naciskał…  byłam do końca wolna w swoim wyborze. Postawił na mojej drodze wielu ludzi, którzy rozbudzili we mnie jakieś szczególne umiłowanie do Ameryki Łacińskiej, pomogli mi odkryć piękno a zarazem poznać problemy tej części świata. To oni byli pierwszymi nauczycielami języka hiszpańskiego.
Nasz Józefów Nr 6 (9) Czerwiec 2011

Jak wyglądają zatem przygotowania do tej podróży?

Od września przygotowuje się do wyjazdu w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym w Warszawie. Co miesiąc uczestniczę weekendowych spotkaniach formacyjnych, na których poznaję codzienną pracę misjonarzy i wolontariuszy oraz kulturę krajów misyjnych.  Poprzez uczestnictwo w różnego rodzaju warsztatach i szkoleniach mam możliwość poznawania tajników pisania tekstów i robienia zdjęć oraz pogłębiania swojej wiedzy na temat medycyny tropikalnej czy problemów inkulturacji. Na spotkaniach poznajemy duchowość salezjańską, pracujemy nad swoją dojrzałością emocjonalną i doskonalimy umiejętności pracy w grupie. Mamy okazję sprawdzić się na wielu płaszczyznach i poznać siebie, swoje talenty i pasje, co pozwoli nam w przyszłości lepiej wykorzystać nasz potencjał. Poprzez modlitwę, czytanie i rozważanie Pisma Świętego, uczestnictwo we Mszy Świętej oraz korzystanie z sakramentów świętych kształtujemy swoją duchowość. Ale to oczywiście nie wszystko, jest też druga strona przygotowań, która obejmuje naukę języka, zbieranie pomysłów do zabaw z dziećmi, zbiórkę materiałów potrzebnych na danej placówce, obowiązkowe szczepienia oraz szukanie środków na bilet i mnóstwo innych drobnych ale bardzo ważnych rzeczy.
Nasz Józefów Nr 6 (9) Czerwiec 2011

Czym będziesz się zajmowała w Peru?

Będę pracowała w Calca, niedaleko Cuzco, w Świętej Dolinie Inków. Jest tam Domek Don Bosco (Casita Don Bosco) dla najuboższych dzieci, którym trudna sytuacja finansowa lub rodzinna nie pozwala się kształcić. Większość z nich pochodzi z maleńkich, górskich wiosek, do których nie można dotrzeć autobusem ani samochodem a maszerować trzeba czasami cały dzień. W tych wioskach dzieci mają możliwość ukończenia tylko szkoły podstawowej. Jeśli chcą kontynuować naukę muszą udać się do większych miejscowości. To oczywiście kosztuje bo wiąże się z wynajęciem pokoju i utrzymaniem. Do tego dochodzą wszelkie wydatki związane z nauką, kupno książek i przyborów szkolnych . Niewielu rodziców stać więc na posłanie dzieci do gimnazjum czy szkoły średniej. Dlatego ogromną szansą jest dla nich Domek Don Bosco, który na czas nauki staje się ich domem. Będę dla nich taką starszą siostra, która zadba o to, żeby miały odpowiednią opiekę, nie były głodne, nauczy codziennych obowiązków, pomoże w odrabianiu lekcji, porozmawia, wysłucha a czasem może tylko uśmiechnie się i przytuli. Jak to starsza siostra :)
Nasz Józefów Nr 6 (9) Czerwiec 2011

Jakie są Twoje marzenia i plany na przyszłość?

Nie wybiegam myślami w przyszłość. Myślę tu i teraz. Może wyjazd na placówkę misyjną do Calca to tylko krok do przodu, taki półśrodek w doprowadzeniu mnie do celu, który jest jeszcze poza obszarem mojej mapy. Zamiast planować wolę ufać, tak bezgranicznie. I dać się prowadzić...
Nasz Józefów Nr 6 (9) Czerwiec 2011