Kilka dni temu rozmawiałam z
Francisem. Nie mieszka już w Casa Don Bosco w Calce. Nie chciał powiedzieć
dlaczego. Radzi sobie sam, w Cusco. Martwię się o niego. To przecież jeden z
moich chłopaków. Mówi, że wszystko u niego w porządku. Tęskni. Kiedyś namaluje
dla mnie obraz. Taki peruwiański. Kolorowy. Ja też tęsknię. Zostawiłam w Peru
kawałek serca.
Francis zapytał, czy wiem, który
moment z tego naszego peruwiańskiego obcowania pamięta najbardziej. Grę w
ping-ponga? Przekomarzanie się? Wspólne gotowanie? Zgadywałam
w nieskończoność. Señorita, pamiętam ten dzień, kiedy pojechałaś ze mną do szpitala. Przez chwilę szukam w całym stosie wspomnień tego jednego. Jest. Francis kopnął mocno piłkę. Spuchł mu duży palec u nogi. Potem zrobił się siny. Myśleliśmy, że go złamał. Zdziwienie. To pamiętasz najbardziej? Señorita, to jedno z moich najpiękniejszych wspomnień. Nikt nigdy nie poświęcił mi tyle czasu i uwagi. Nikt nie słuchał z taką wrażliwością i troską.
w nieskończoność. Señorita, pamiętam ten dzień, kiedy pojechałaś ze mną do szpitala. Przez chwilę szukam w całym stosie wspomnień tego jednego. Jest. Francis kopnął mocno piłkę. Spuchł mu duży palec u nogi. Potem zrobił się siny. Myśleliśmy, że go złamał. Zdziwienie. To pamiętasz najbardziej? Señorita, to jedno z moich najpiękniejszych wspomnień. Nikt nigdy nie poświęcił mi tyle czasu i uwagi. Nikt nie słuchał z taką wrażliwością i troską.
Francis namalował dla mnie obraz.
Taki peruwiański. Kolorowy. Po policzkach płyną łzy. Niedowierzania. Szczęścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz