Ciociu, czy Ty chodzisz na roraty? Cisza. Zastanawiam się jak ubrać
w piękne słowa moje lenistwo. Wiesz
Weronika, ciocia ma dużo pracy i jest bardzo zmęczona. Rano musi chwilę dłużej
pospać. Słowa kaleczą mi język. Ciociu,
bo ja bym bardzo chciała pójść kiedyś z Tobą na roraty. Milczę. Wiem, że
nie zwlokę się jutro z łóżka.
Mijają trzy dni. Każdy z nich
wypełniony rzeczami najważniejszymi na świecie. Uciekam. Nie ważne jak bardzo
poganiam moje myśli, po piętach depcze mi Weronika. Zawstydza mnie.
W poniedziałek rano bez
entuzjazmu wystawiam spod kołdry prawą nogę. Zimno. Ciemno. Weronika chciała pójść ze mną na roraty. Nie powiedziałam jej, że będę. Tak na wszelki wypadek.
Poruszam się po mieszkaniu z zamkniętymi oczami. Uderzenie bosą stopą w futrynę
drzwi wyrywa mnie z objęć Morfeusza. Pospiesznie zbieram po kątach niezbędne
rzeczy. Nie będzie już czasu, żeby wrócić do domu. Pojadę prosto do pracy.
Wnętrze kościoła płonie. W
ciemności tańczą płomyki świec. Jest jakoś tak… nieziemsko. Wytężam wzrok
szukając Weroniki. Może dzisiaj nie
wstała?
Ksiądz Paweł zaprasza przed
ołtarz wszystkie dzieci. Opowiada o Franciszku Ksawerym, hiszpańskim
misjonarzu. Z zaciekawieniem słuchają o jego podróży do Japonii. Poszedł w ciemno
za Światłem. Na drugi koniec świata. Dzielił się Miłością z tymi, którzy nie
wiedzieli o Jej istnieniu. Moje serce zalewają wspomnienia z Peru. Znacie innych misjonarzy?
Z zamyślenia wyrywa mnie
aksamitny głos Weroniki rozbrzmiewający w całym kościele. Ja znam ciocię Kasię. Robi mi się gorąco. W oczach tego dziecka
jestem misjonarzem. Wszystko, co z dokładnością do dzisiaj sklejałam, rozpada
się na tysiąc kawałków. Odnajduję między nimi brakujący element. To co czuję, wreszcie nabiera konkretnego kształtu.
To nie prawda, że Pan Bóg milczy.
On mówi przez konkretne osoby. Działa przez konkretne znaki. Czeka, żeby Go
dotknąć. Rzucić Mu się na szyję.
Wiesz Weronika? Jesteś dla mnie
małym misjonarzem. Uczysz mnie Miłości.
Pnp 8, 6-7
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz